Bielenda, Magic Bronze, Pianka Brązująca, Piękna, Zdrowa Opalenizna Nie Tylko Latem.
Witajcie,
przybywam do Was by pokazać kosmetyk, który kupiłam całkiem przypadkowo, ale jestem z niego prawie na 100% zadowolona. Dlaczego prawie? O tym poniżej w poście, zapraszam serdecznie.
Lato w tym roku nie dało popisu... kto lubi kąpiele słoneczne ten ich za wiele nie miał.
Ja mam kolor słonecznego lata zamknięty w butelce ;)
Zakup tego produktu był całkiem spontaniczny, poszłam do drogerii i zobaczyłam serie kosmetyków do opalania. To był impuls, miałam do wyboru kilka firm, jednak dobre zdanie o Bielendzie skłoniło mnie do zakupu.
Pierwsze próby odbyły się po przyjeździe do domu, nie mogłam się powstrzymać.
Zacznijmy od krótkiej charakterystyki owej pianki.
Sporych rozmiarów plastikowa butelka pojemności 150 ml. Wygodny w użyciu atomizer, działający poprawnie.
Przed użyciem należy wstrząsnąć opakowanie i zacząć rozpylać piankę, która jest w kolorze lekkiego brązu.
Wszystko łatwo i przyjemnie, pamiętajcie by przed wykonać peeling, mieć dobrze nawilżoną skórę wtedy mamy pewność, że produkt ładnie się wchłonie, dając ładny efekt.
Wybrałam wersje light skin, niby bladzioch nie jestem , wolę uważać z takimi produktami i słusznie. Pamiętam swoją pierwsza piankę marki Avon... śmierdziała niemiłosiernie i zostawiała plamy na skórze, długo unikałam tego typu produktów. Nie wspomnę jak wyglądały moje dłonie po jej aplikacji, ciężko było domyć :D
Co mnie skusiło do kupna pianki?? To, że chciałam być mieć sexi opalone nogi w spodenkach.. bo dziewczyny lubią brąz haha a tak serio... nie nawidzę się opalać, leżeć bezczynnie na końcu, solarium na dłuższą metę odpada, to trzeba się smarować.
Ślinka mi ciekła na jakiś samoopalacz z górnej półki, tylko kupować kota w worku i wydać grubą kasę... no way! W przypadku Pianki Bielenda zainwestowałam całe 24 złote.
Skład:
Dobra dosyć owijania "kota w bawełne" tak, tak dobrze czytacie, usłyszałam ostatnio taki kwiatek :D
Pianka jest wydajna na jedną nogę wystarcza 2-3 dozy, świetnie się rozsmarowuję i równomiernie, szybko wchłania, nie brudzi ubrań, tylko trzeba jej dać czasu by się wchłonęła.
Po jednej aplikacji skóra nabiera ładnego lekkiego koloru, jest on bardzo naturalny.
Zmywa się również dobrze, nawet nie wiadomo kiedy kolor już zszedł.
Głównie smaruje nią nogi, bo te są zawsze jaśniejsze niż reszta mojego ciała.
Ja w ostatni weekend pełniłam ważną funkcje więc musiałam się prezentować, sukienka, szpilki i moje nogi... blado wyglądające do całości. W piąte na południe jedna warstwa pianki, wieczorem peeling, rano druga warstwa, dzięki temu uzyskałam pięknie opalone nogi. Kilka osób mnie zahaczyło : "Gdzie Pani tak ładnie opaliła nogi?"
Ja im wtedy: " Oj to wysmarowane" :D I już rozmowa idzie dalej, reklama itp
Trzeba przyznać że działa.
Wszystko ładnie, pięknie ale pojawiło się ALE, jakie?
Zapach... niby fajny, owocowy... w sumie przypomina mi on kompot ze śliwek mojej babci na boże Narodzenie :P Miło jednak mdło, chociaż sam smak kompotu jest fenomenalny, zapach potrafi dać w kość. Po czasie aromat zmienia się na typowy dla takich produktów, jakbyśmy świeżo wyszli z solarium, nic fajnego. Tylko kąpiel nas ratuje, kolejna aplikacja pianki już nie jest tak uciążliwa jeśli chodzi o ten zapach.
Pomimo tej niedogodności z zapachem, jestem bardzo zadowolona z efektu jaki można uzyskać, co najważniejsze jest on naturalny.
Łatwa i szybka aplikacja, bez zabrudzeń czy smug, jestem bardzo na tak. Teraz mogę się cieszyć z opalenizny nie tylko latem ale przez cały rok, z pewnością jest ona zdrowsza niż solarium czy spędzanie całego dnia na pełnym słońcu.
Kto zna? A może Wy znacie produkty tego typu godne polecenia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, za każdy komentarz, który powoduję uśmiech na mojej twarzy :)
Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są między innymi wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics.
Blog nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies tak zwanych "ciasteczkach".